Andrzej Czyżewski

Z wykształcenia jestem architektem – studia na Wydziale Architektury Politechniki Wrocławskiej ukończyłem w 1955 roku. Trzy lata po dyplomie, razem z żoną Marią, też architektem, postanowiliśmy zaznać przygody zawodowej przy budowie nowego miasta Tychy. Przenieśliśmy się tu z Wrocławia i mieszkamy do dziś. Cały ten czas, tak jak zamierzyliśmy, projektowaliśmy w Tychach. Fotografią zajmowałem się, mogę powiedzieć „od zawsze”. Oczywiście, w miarę możliwości sprzętowych i materiałowych. W czasie studiów wędrowaliśmy dużo po Polsce. Pieszo, pociągiem, rowerem. Owocem tych wypraw były rysunki i fotografie zabytków – w tym też drewnianych kościołów. Z tamtego czasu pozostały przede wszystkim rysunki. Fotografii niewiele. W trakcie pracy zawodowej, projektując liczne obiekty w Tychach, używałem fotografii przede wszystkim do rejestrowania stanu ich realizacji, jak też i budowy całego miasta. Po okresie najbardziej czynnej pracy zawodowej, przeszedłszy na emeryturę, mogłem wrócić do uprawiania fotografii tej bezinteresownej – wykonywanej tylko dla przyjemności. Do bliższego zainteresowania się właśnie drewnianym kościołami skłonił mnie trochę przypadek; chociaż już od czasu studiów ceniłem te kościoły uważając je za najwartościowsze przykłady naszej rodzimej, polskiej architektury i sztuki budowania. Jadąc parę lat temu, wskutek zamknięcia głównej drogi, długim objazdem bocznymi drogami, zobaczyłem jak wiele tych kościołów zachowało się nawet w najbliższym sąsiedztwie naszego miejsca zamieszkania. No i zaczęło się podróżowanie i wyszukiwanie bardziej i mniej znanych kościołów. Wpierw na Śląsku, potem wszędzie gdzie mogą się znajdować. We wszystkich wyprawach towarzyszy mi żona. Ja fotografuję, ona pomaga odnajdywać, a potem starannie zapisuje. Zdając sobie sprawę, że wszystkiego nie zobaczymy, koncentrujemy się przede wszystkim na Śląsku, ale Śląsku w jego historycznych, a nie obecnych administracyjnych granicach. Drugim ulubionym rejonem jest Beskid Niski ze swoimi cerkwiami. Zaczynając fotografowanie, samodzielnie wykonywałem wszystkie prace laboratoryjne. Była to fotografia czarno-biała. Potem dość długa przerwa, teraz z przyjemnością wróciłem do czasów, gdy sam mogę robić prawie wszystko – od zdjęcia do wydrukowania odbitek.